Od dobrych kilku lat jestem zbieraczem wszelkiego rodzaju kurzołapów związanych z Bożym Narodzeniem, którymi na początku Adwentu dekoruję (teraz już) mieszkanie, a wcześniej pokój. Wyciąganie z dna szafy zakurzonego pudełka z bibelotami jest dla mnie jednoznacznym hasłem IDĄ ŚWIĘTA. Tak też było i w tym roku. Przetransportowałam z domu rodzinnego to, co najlepsze (dołączyło także kilka otrzymanych prezentów) i mogliśmy poczuć magię, poczynając tym samym pierwszy krok w stronę świąt!
Kolejnym krokiem była coroczna firmowa wigilia mojego męża. Czytaj impreza taneczna w gronie informatyków – w sumie około tysiąc osób, z bandem na żywo i innymi wspaniałościami. Mało brakowało, a byśmy tam nie dotarli…
Hasłem przewodnim imprezy była czerń i biel, co jednoznacznie określiło w co musimy się ubrać, a jak się później okazało tylko nieliczne wyjątki nie zastosowały się do motywu. Tak więc godzinę przed wyjściem z domu, mąż tradycyjnie pomagał przy zapinaniu sukienki. Najwyraźniej bardzo mu się spieszyło (choć jeśli o mnie chodzi – czasu mieliśmy pod dostatkiem!), szarpnął i słyszę TRACH, a następnie ciche ojeeej… Zamek wyrwany, dziura taka, że palucha można włożyć, nie da się ani dopiąć ani rozpiąć. Po kilkunastu minutach walki, udało mi się ją ściągnąć, ale stało się oczywiste, że założyć się jej nie da (Oczywiście A. próbował mnie przekonać, że zniszczenia nie są tak rozległe i że mogę śmiało w niej iść!). Dla mnie impreza była skończona zanim jeszcze się zaczęła. A. widział to trochę inaczej i latał do szafy i z powrotem sprawdzając, co to bym mogła jeszcze założyć (za mała! za stara! nie na taką okazję! nie jest czarna!).
Największa wymiana zdań nastąpiła przy sukience byłam w niej w zeszłym roku. Była co prawda czarna, ale biorąc pod uwagę małe grono najbliższych znajomych A. – nie wchodziła w grę. Najwyraźniej tylko dla mnie… Ale co to jest za problem, że byłaś w niej w zeszłym roku – dociekał mąż. Nie było sensu tłumaczyć – wiedziałam, że i tak nie zrozumie (i miałam rację). Starałam się przy okazji nie wspominać (tudzież wypominać, że była to już druga zniszczona w ten sposób sukienka).
Po dłuższych pertraktacjach, stanęliśmy przed dylematem: inny kolor sukienki/sukienka zeszłoroczna. Spór rozwiązał telefon do przyjaciółki. Padło na zeszłoroczną (jak wszyscy będą ubrani na czarno to nikt się nie zorientuje, załóż inne dodatki, itd., itp.). Okazało się to najlepszym wyborem z możliwych – kolor odbiegający od motywu znacząco by się wyróżniał.
Czerń i biel króluje, czy po prostu w świecie życia biurowego najłatwiej się tak ubrać?